NAZISTOWSKIE ARCHIWUM X - ŁOWCY CZAROWNIC.
Naukowców
na miejscu powitał komitet złożony z kilku oficerów UB. Zaprowadzono
ich do budynku, w którym ukryte były archiwa. Po wstępnej weryfikacji
olbrzymi zbiór składający się z księgozbiorów, maszynopisów, druków,
rękopisów, akt podzielono na trzy części. Pierwszą (ok. 80 tys. druków)
oddano do Biblioteki Poznańskiej, drugą zarekwirowało UB, a ostatnią
przekazano do dyspozycji archiwum poznańskiego, określając mianem
„Kartoteka Procesów o Czary”… Siedem
lat wcześniej, 13 czerwca 1938 roku, kiedy III Rzesza przygotowywała
się dopiero do odegrania swojej straszliwej roli w historii XX
wieku, na biurku sekretarza generalnego naukowego towarzystwa
Ahnenerbe znalazło się pismo z nadrukiem osobistego sztabu szefa SS
Heinricha Himmlera, podpisane przez jego adiutanta, Haubtsturmführera
SS Rudolfa Brandta. W piśmie kategorycznym tonem stwierdzono: „Żąda się
aby wszelkie badania nad procesami o czary zostawić wyłącznie w gestii
SD (Służby Bezpieczeństwa SS – przyp. red), oraz, że Reichsführer SS
„życzy sobie aby Gauleiter Steinecke oddał mu do dyspozycji na pewien
czas wszystkie akta czarownic znajdujące się w archiwum w Lemgo (...)”
niżej widniała nazwa jednostki do jakiej należało od tej pory
gromadzenie danych na temat nowożytnych polowań na czarownice –
H-Sonderkommando… Dlaczego Reichsführer był tak żywotnie zainteresowany
procesami czarownic? Czym było Ahnenerbe? Na czym polegała działalność
H-Sonderkommando nazywanej w dokumentach wymiennie specjalną misją
Himmlera? Heinrich
Himmler – druga osoba w totalitarnym imperium III Rzeszy Niemieckiej.
Człowiek, który w swoich rękach zgromadził niewyobrażalną wprost
władzę. Gdy na początku lat 20. Hitler opuścił więzienie rozpoczynając
swój marsz do przejęcia absolutnej władzy w państwie, pragnął stworzyć
wokół siebie formację, której największą zaletą będzie wierność tylko
jednej osobie – Adolfowi Hitlerowi. Nie mógł już polegać tylko na
hordzie brunatnych koszul, czyli oddziałach szturmowych S.A. Były zbyt
niezależne i niezdyscyplinowane, Hitler potrzebował wiernych pretorian
zdolnych do wykonania nawet najbardziej absurdalnego czy zbrodniczego
rozkazu. W 1925 roku w jednej z monachijskich knajp kilkunastu członków
jego ochrony osobistej założyło formację zwaną Schutzstaffeln (czyli
SS). Początkowo
ograniczona do niewielkiej liczby, włączona w struktury S.A., służąca
głównie do bezpośredniego zabezpieczania zlotów i zebrań partyjnych
zmieniła swoje oblicze po mianowaniu na jej dowódcę niepozornego
młodego sekretarza partii z Bawarii – Heinricha Himmlera. Pod jego
kierownictwem rozrosła się do olbrzymiego tworu, stanowiącego państwo w
państwie, z własną armią, policją, wywiadem oraz dziwnymi, tajnymi i
zdawałoby się niedorzecznymi projektami inspirowanymi przez jej szefa.
Reichsführer SS był nie tylko organizatorem największych zbrodni XX
wieku – Holocaustu, obozów koncentracyjnych i masowego mordowania
ludzi. Posłuszny wykonawca woli swojego Führera miał od młodzieńczych
lat głowę nabitą różnego rodzaju pomysłami i ideami, związanymi z
mistyką, okultyzmem i siłami nadprzyrodzonymi. Kiedy
uzyskał władzę o jakiej inni tylko marzyli, olbrzymią część swojej
energii poświęcił na urzeczywistnienie różnorodnych teorii związanych z
pokrętnie przez niego pojmowaną ideologią i religią germańską oraz
niestworzonymi koncepcjami na jakie składała się wyznawana przez niego
pseudonauka. Ilość czasu i pieniędzy jakie zostały przez niego
zadysponowane w niezwykle kosztowne projekty
archeologiczno-historyczno-antropologiczne, badania nad religią i
kultami, dziwnymi obrządkami i teoriami pseudonaukowymi rodzi pytanie –
po co to wszystko? O
pomysłach Reichsführera wiedzieli wszyscy członkowie hitlerowskiego
aparatu władzy, w większości nie podzielając tych fascynacji
(oczywiście żaden z nich nigdy nie powiedział tego wprost do Himmlera).
Szef wywiadu SS Walter Schellenberg wspominał po wojnie. „Przy kolacji
rozmawialiśmy o różnych kwestiach naukowych. Himmler opowiedział mi o
jakiejś ekspedycji do Tybetu. Następnie mówił o Indiach i filozofii
hinduskiej. To z kolei doprowadziło go do tematu, który był jego hobby.
W ożywiony sposób opisywać zaczął rezultaty badań nad procesami
czarownic w Niemczech. Oświadczył, że było rzeczą potworną skazanie
tysięcy czarownic na śmierć w płonących stosach w wiekach średnich.
Tyle niemieckiej krwi przelano niepotrzebnie. Następnie zaczął atakować
kościół katolicki, a także Kalwina. Zanim zdążyłem się w tym wszystkim
połapać, Himmler omawiał już hiszpańską inkwizycję i charakter
prymitywnego chrześcijaństwa (...)”.
Ahnenerbe.
Narzędziem,
które posłużyło do urzeczywistnienia himmlerowskich fantazji, stało się
Niemieckie Dziedzictwo Przodków – Stowarzyszenie badań nad pradziejami
spuścizny duchowej – nazywane w skrócie Ahnenerbe (Studiengesellschaft
für Geistesurgeschichte). Organizacja została zatwierdzona przez
Himmlera w 1935 roku jako instytucja mająca badać historię i mitologię.
Według statutu była właściwie tylko zwykłym towarzystwem naukowym, w
którym wykształceni archiwiści mogli prowadzić badania nad początkiem
ludów i kultury germańskiej, popularyzując później swoje dokonania
wśród społeczeństwa. Po
skromnych początkach poświęconych na studiowanie języka runicznego,
starogermańskich sag i różnych teorii światopoglądowych i
filozoficznych, „Dziedzictwo Przodków” dosyć szybko rozrosło się do
potężnej instytucji badawczej dzielącej się na 46 działów naukowych i
15 komisji badawczych. W jego pracach w szczytowym okresie
uczestniczyło ponad 30 profesorów i kierowników katedr uniwersyteckich.
Na budżet łożyło państwo w postaci Rady Badań Naukowych Rzeszy, oraz
członkowie opłacający wysokie składki. W 1938 r. największe wpływy w
organizacji przejął sekretarz generalny Wolfram Sievers. Pod jego
zarządem Ahnenerbe zaczęło wysyłać dziwne ekspedycje archeologiczne w
różne rejony świata od Tybetu po Australię. O drodze, która
zaprowadziła niewinne z pozoru towarzystwo archeologiczno-historyczne
do odpowiedzialnej za tysiące okrutnych badań medycznych zbrodniczej
organizacji, opowiemy w jednym z kolejnych artykułów. Ważne, że była
ona kontrolowana przez Himmlera, a zakres jej działania obejmował
najdziwniejsze otoczone tajemnicą i mitem projekty (w części kompletnie
niedorzeczne np. poszukiwanie św. Graala!). Dlatego może dziwić fakt,
że akurat w jednej sprawie uczyniono wyjątek.
Urząd VII.
Kiedy
jeden z pracowników Ahnenerbe rozpoczął badania nad procesami czarownic
z Lemgo, ze sztabu osobistego Himmlera natychmiast przesłano pismo
informujące, że wszelkie badania nad kwestią procesów są zabronione, a
materiały należy natychmiast przesłać do Służby Bezpieczeństwa (SD). W
tym czasie w skład Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA –
Reichssicherheitshauptamt), czyli organu zarządzającego całym
rozrośniętym imperium SS, a pośrednio i całym krajem wchodziło siedem
urzędów (wg stanu z 1940 roku), m. in. wywiadu zagranicznego (VI),
kontrwywiadu (III), tajnej policji, czyli gestapo (IV). Jednym z nich
był wydział VII – Badania i Oceny Światopoglądu. W jego skład wchodził
tak zwany Archivamt, wg. Organisationsbuch der NSDAP z 1937 roku,
zajmujący się zbieraniem dokumentów, sprawozdań, trofeów i ilustracji
do dziejów SS. Do wydziału należało również zajmowanie się szeroko
zakrojonymi badaniami historyczno-archiwalnymi z różnych dziedzin na
potrzeby SS, a także gromadzenie informacji na temat ideologicznych
przeciwników nazizmu. Po przedstawionym w październiku 1943 roku tajnym
referacie, okazało się, że wydział pełnił bardziej aktywną niż czysto
archiwalną rolę, zajmując się wrogami narodu niemieckiego, a właściwie
ich wpływem na kulturę germańską. Referat dzielił przeciwników na trzy
klasy:
1. wrogów rasy np. Żydów i innych „podludzi”,
2. narodu np. Polaków, Czechów,
3. polityczno-światopoglądowych – organizacje kościelne, liberalno-demokratyczne oraz międzynarodowe wolnomularstwo.
Wydział
VII podejmował działania w celu odzyskania kultury starogermańskiej i
usunięcia wszelkich obcych wpływów jakie zaznaczyły się w obyczajach i
psychice niemieckiej. Badania historyczne miały służyć odtworzeniu
starogermańskiego raju. „Siódemka” pod zarządem Standartenführera prof.
dr Franza Sixa zgromadziła pokaźną liczbę informacji na temat każdego
ze światopoglądowych wrogów. Przynosiło to całkiem wymierne korzyści,
od możliwości stwarzania nacisku na środowiska masońskie, jak i
eliminowania krnąbrnych działaczy katolickich niezbyt przychylnie
nastawionych do nowej władzy. 11 września 1935 roku Himmler polecił
utworzyć w ramach VII wydziału osobną komórkę, której działalność
bardziej pasowałaby do historycznego instytutu niż Głównego Urzędu
Bezpieczeństwa SS.
Łowcy czarownic.
Jednostka
H-Sonderkommando – nazwana tak w skrócie od słowa Hexe – czarownica,
miała zdobyć i zanalizować wszystkie dostępne wiadomości na temat
procesów o czary. Początkowo obszar operacyjny ograniczał się głównie
do samych Niemiec, ale wkrótce prace specjalnej misji Himmlera
wykroczyły daleko poza terytorium III Rzeszy. Szefem elitarnej
ośmioosobowej komórki został Sturmbannführer dr Rudolf Levin, a
siedzibę umieszczono w Berlinie przy ulicy Wilhelmstrasse 102, w
budynku RSHA, tam też zaczęto gromadzić archiwum. Levin
zorganizował doskonale funkcjonującą maszynę. Ludzi H-Sonderkommando
wysyłano do każdego zakątka świata, wszędzie gdzie mogli się spodziewać
uzyskać jakiekolwiek informacje o czarownicach i mężczyznach skazanych
za uprawianie magii. Co ciekawe, wyjeżdżono i badano akta procesowe,
które nie są powiązane z polowaniami na czarownice odbywającymi się w
większości w Europie w państwach katolickich i protestanckich.
Tymczasem członkowie komanda oprócz Belgii, Czech, Danii,
Niemczech, Anglii, Estonii, Francji, Holandii, Irlandii,
Islandii, Włoch, Jugosławii, Litwy, Łotwy, Norwegii, Polski,
Portugalii, Szkocji, Szwecji, Szwajcarii, Rumuni, Słowacji, Hiszpanii,
Węgier zgromadzili informacje na temat procesów z Rosji,
Siedmiogrodu, Stanów Zjednoczonych, Grecji, Meksyku a nawet krajów
niekatolickich Turcji i Indii! Ponadto badania dotyczyły spraw o czary
z lat grubo wychodzących poza ramy czasowe przyjmowane przez
dzisiejszych historyków. Procesy
czarownic trwały od XV do XVIII wieku, z największym natężeniem w wieku
XVII. Tymczasem SS rozpoczęło swoją kartotekę od wieku IX, a skończyło
ją na niewyjaśnionych wydarzeniach z Indii w roku 1936! Dokumenty i
wyciągi z akt procesowych poddawano obróbce, wszystkie dane wprowadzono
do specjalnych kartotek, przypominających policyjne archiwa. Każda
podejrzana o czary osoba posiadała własną kartę. Zgromadzono ich 30
000! Wypełniano je w różnym stopniu, zależnie od zdobytych informacji.
H-Sonderkommando uznało, że w rubrykach druków powinny znaleźć się
takie wiadomości dotyczące przesłuchiwanych jak: dane personalne,
informacje o sytuacji rodzinnej, cenzusie majątkowym i społecznym,
przebiegu procesu, wyroku, stosowanych torturach, zeznaniach, rodzaju
egzekucji, nazwiska kata, panującego władcy, oskarżyciela, sędziego,
donosicieli, obrońców, stanowisko miejscowego biskupa oraz wskazówki
bibliograficzne i miejsce przechowywania akt. Oprócz
tego zdarzało się, że na odwrotach kart jeden z oficerów, bądź
pracowników misji specjalnej umieszczał własne komentarze i uwagi
dotyczące zasadności oskarżeń, czy przebiegu procesu np. „(...)
Ponieważ podsądna odwołała zeznania, powinno się zarządzić przeszukanie
jej mieszkania, później skierowano ją na tortury drugiego stopnia:
wiązanie, zaciskanie kciuków, rozciąganie na ławie, hiszpańskie buty
(…)”. Zbiory zgromadzone przez SS były bogate ale i różnorodne. Oprócz
oryginalnych akt, fotokopii zeznań, ikonografii przedstawiających
czarownice, tortury i egzekucje, do archiwum dołączano fragmenty
publikacji prasowych z lat 1935-1944 zawierających jakiekolwiek
wzmianki dotyczące magii, czarownic czy tajemnych związków. Akta w
trakcie działań wojennych uzupełniano o zagarnięte przez Armię
Niemiecką archiwa z całej Europy. Zdarzało się również, że część mniej
ważnych zbiorów została powtórnie zapisana, np. na fotokopiach wycinków
prasowych z lat 30. umieszczono spis miejscowości w Niemczech, w
których dokonywano sądów na czarownicach, co ciekawe przy nazwach
widnieją dziwne odręcznie pisane znaczki (#,^/, ?) o trudnej do
rozpoznania funkcji. Centrala
H - Sonderkommando działała w Berlinie do 19 stycznia 1944 roku, kiedy
w obawie przed nalotami cały zasób ewakuowano. Dlaczego kosztem
ogromnego nakładu sił i środków zgromadzono największe archiwum
dotyczące oskarżonych o zajmowanie się magią? Szef SS znany był z wielu
nietypowych projektów, niezależnych bądź związanych z prowadzoną przez
siebie zbrodniczą i ludobójczą działalnością. Czy kartoteka procesów o
czary odegrała inną niż zwykłe archiwum rolę? 11
lipca 1938 roku Haubtsturmführer Rudolf Brandt pisał do Himmlera:
„badania H-Sonderkommando (...) zorientowane są na problemy takie jak:
badanie demograficznych i rasowych skutków procesów o czary, ich
ekonomiczno-historycznych następstw oraz oceny kobiety w procesach i
ostatecznie przegląd dotychczasowego piśmiennictwa dotyczącego procesów
o czary (...)”. Pewne wypowiedzi Himmlera sugerują, że kobiety
oskarżone o uprawianie magii traktował jako ofiary
katolicko-żydowskiej propagandy, członkinie tajemnych
stowarzyszeń przekazujące sobie rytuały i obrządki starogermańskie. W
ustach jednego z największych zbrodniarzy w historii, słowa o
egzekucjach niewinnych kobiet brzmią niczym szyderstwo: „Kobiety
niemieckie dostarczyły najwięcej ofiar w procesach czarownic i kacerzy
(...) kler wie dlaczego spalił pięć-sześć tysięcy kobiet. Właśnie
dlatego, że uczuciowo i instynktownie trzymały się pierwotnej nauki i
doktryny”. Himmler był przeciwnikiem kościoła katolickiego,
uznając czarownice jako jego ofiary, mógł kolekcjonować dowody na
wypaczenie chrześcijańskich idei. Sam przyznawał się do tego w 1937
roku: „Żyjemy w epoce definitywnej rozprawy z chrześcijaństwem. Misja
SS polega na dostarczeniu niemieckiemu narodowi w ciągu najbliższych
pięćdziesięciu lat właściwych tej rasie niechrześcijańskich podstaw
światopoglądowych dla prawidłowego stylu życia i jego kształtowania”.
Tak więc za kolekcjonowaniem wiedzy o procesach mogło kryć się
zbieranie materiałów pomocnych przy zaplanowanej ofensywie przeciwko
kościołowi katolickiemu, ofensywie, której przeszkodziła wojna. Himmler
w zachowanych aktach procesowych doszukiwał się również śladów
prastarej kultury i wierzeń germańskich. Jednak zafascynowanie mniej
lub bardziej wiarygodnymi starogermańskimi obrządkami nie tłumaczy,
dlaczego członkowie jego misji specjalnej wyruszali poza granice
Niemiec. Czyżby tam też szukali nawiązań do kultów germańskich i
celtyckich? Członkowie
H-Sonderkommando zwracali szczególną uwagę na tortury stosowane w
procesach, skrzętnie odnotowywano ich efekty i jakość uzyskanych tą
drogą zeznań. Masowo gromadzono obrazy i opisy narzędzi oraz skutków
wykonywania wyroków na czarownicach. Wiadomości tego typu mogły
stanowić materiał wstępny pozwalający uzyskać informacje o reakcji na
poszczególne rodzaje tortur. Oczywiście cel takiego wykorzystywania
badań nad procesami miał sens jedynie przed wybuchem II wojny
światowej. Po 1939 roku SS nie musiała już szukać w przeszłości danych
dotyczących ludzkich reakcji na ból, Tajna Policja – Gestapo doskonale
mogła je poznać, dzięki własnej zbrodniczej działalności. A może
Himmler, szef potężnej SS poszukiwał po prostu wiedzy magicznej? Jego
wiara w świat nadprzyrodzonych mocy była bardzo silna, może w
zeznaniach czarownic szukał opisów magicznych obrządków, artefaktów i
tajemnej wiedzy? „Przypadkowo stałem się świadkiem jednego z
okultystycznych urojeń Himmlera, w które angażuje oficerów SS –
wspominał Schellenberg. Podczas rozprawy przeciw von Fritschowi
umieścił on w pomieszczeniu przyległym do sali przesłuchań około 12
najbardziej zaufanych funkcjonariuszy SS i polecił im, aby
skoncentrowali swoją wolę i w ten sposób, siłą sugestii, wywarli wpływ
na oskarżonego generała. Himmler był przekonany, że dzięki temu
przesłuchiwany zacznie zeznawać prawdę”. Czy
H-Sonderkommando było narzędziem do urzeczywistnienia głębszego zamysłu
wpisującego się w inne projekty szefa SS? Na to pytanie spróbujemy
odpowiedzieć po przedstawieniu w kolejnych numerach działalności innych
specjalnych komórek odpowiedzialnych za „mistyczne” plany Heinricha
Himmlera, związane tym razem z Towarzystwem Ahnenerbe. Jakie
były losy innych zbiorów VII Oddziału RSHA, odpowiedzialnego za
gromadzenie danych o przeciwnikach światopoglądowych III Rzeszy?
Archiwa ewakuowano z Berlina wraz z „Kartoteką Procesów o Czary” do
Sławy Śląskiej (przed wojną Schlesiersee). Część została odnaleziona
przez miejscową ludność zanim dotarli do niej naukowcy z Poznania i
Krakowa. Jeszcze w latach 90. odkrywano fragmenty archiwów „siódemki”
porzucone na strychach starych domów, a część książek można do tej pory
znaleźć w prywatnych księgozbiorach. W 1945 roku powiadomiona o
archiwach miejscowa UB szybko sprawdziła, że jedno z nich dotyczy
żyjących członków loży masońskich. Archiwa zostały przejęte i
zatrzymane do dyspozycji władz, w latach 60. przekazano je STASI
(Służbie Bezpieczeństwa DDR). Nie wiadomo czy korzystano w sposób
„operacyjny” ze zgromadzonej przez nazistów wiedzy. Dopiero po
zjednoczeniu Niemiec zdeponowano je w ogólnodostępnym Tajnym Archiwum
Pruskich Dóbr Kultury. A „Kartoteka Procesów o Czary”? Mimo
istniejących podstaw prawnych, (archiwa powinny być przechowywane w
miejscu gdzie powstały niezależnie od zmiany granic) władze niemieckie
nigdy się o nią nie upomniały…