Kilka lat przed II wojną światową, a także w trakcie niej, w latach 1934-43, członkowie mistycznego niemieckiego towarzystwa "Thule" (do którego należał podobno także Adolf Hitler) oraz szereg ekspedycji naukowych rozpoczęli poszukiwania śladów pozostawionych przez obcą cywilizację, jak i poszukiwań pradawnej wiedzy tajemnej. Poszukiwania te prowadzono przede wszystkim w Tybecie, gdzie skupiono się na poszukiwaniu ukrytych w górach, jak i w hinduskich oraz tybetańskich klasztorach, starożytnych bibliotek, ale skupiono się też na poszukiwaniu legendarnego miejsca - Shangri-La (znanego też jako Shambala; miało to być wg starohinduskich legend podziemne miasto stworzone przez "bogów" z nieba przybyłych przed wiekami, którzy pozostawili w tym mieście swoją wiedzę - źródło: A. Thomas "Shambala", Wyd. Sphere Books, 1977). Aspekt niemieckich badań w Tybecie w latach 1934-1943 kierowanych przez dr Ernsta Schaefera z "Deutsches Ahnenerbe", oficera SS wysokiej rangi, jest dość dobrze znany ze względu na to, że większa część dokumentów trafiła po wojnie do "National Archives" w Waszyngtonie. Sporo dokumentów nadal jest jednak nieznanych.
Historia niemieckich wypraw badawczo-naukowych sięga 1873 roku, kiedy to sir Eduard Dallman z ramienia nowo powstałego Niemieckiego Towarzystwa Badań Polarnych na swoim statku "Groenland" odkrył nową drogę do wybrzeży Antarktydy. W przeciągu następnych sześćdziesięciu lat Niemcy przeprowadzili jeszcze dwie poważne ekspedycje badawczo-naukowe. W 1910 roku na statku "Deutschland" (ekspedycja dowodzona przez Wilhelma Filchnera) oraz w 1925 roku na specjalnym statku przeznaczonym do badań polarnych "Meteor" pod dowództwem dr Alberta Metza.
W latach 1938-1939 III Rzesza zorganizowała wyprawę na Antarktydę, nad którą protektorat objął Hermann Goering. W skład ekspedycji wchodziły 82 osoby. Większość stanowili naukowcy i specjaliści. Ekspedycją kierował doświadczony polarnik kapitan Alfred Ritscher.
Zespół otrzymał duży statek handlowo-pasażerski m/s "Schwabenland" o pojemności 8 000 ton. Na pokładzie statku zainstalowano katapultę, mogącą wystrzeliwać dwa znajdujące się w ładowniach duże samoloty wodnopłatowe typu Dornier (o nazwach własnych: "Passat" i "Boreas"), mogące utrzymywać się w powietrzu przez ponad 15 godzin. Były to samoloty zaprojektowane do obsługi transatlantyków.
Przebudowa tego statku do polarnego rejsu w hamburskiej stoczni kosztowała olbrzymie na ówczesne czasy pieniądze: ponad milion marek niemieckich!
"Schwabenland" odpłynął z Niemiec 17 grudnia 1938 roku. Po miesiącu podróży dotarł do wybrzeży Ziemi Królowej Maud na Antarktydzie. 20 stycznia przeprowadzono pierwszy lot zwiadowczy nad tym obszarem Antarktydy, a do końca lutego wykonano jeszcze siedem wielogodzinnych lotów badawczych.
Ziemia Królowej Maud została przemianowana na Nową Szwabię (Neuschwabenland). Niemieckie samoloty zrzuciły olbrzymią ilość tablic i flag hitlerowskich informujących o zajęciu tego obszaru przez III Rzeszę.
Była to pierwsza kolonia III Rzeszy, o której znaczeniu nadal niewiele wiadomo, a naukowe wyniki badań przeprowadzonych przez Niemców nadal nie są do końca znane. Na pewno Niemcy odkryli potężne łańcuchy górskie o wysokości do 4 000 metrów oraz odkryli istnienie działu lodowego przedzielającego Antarktydę, co dało kolejny argument zwolennikom teorii mówiącej o tym, że Antarktyda nie jest jednolitym lądem.
Dopiero na mocy traktatu z 1959 roku Nową Szwabię przemianowano na Ziemię Królowej Maud (nazwę otrzymały też wybrzeża: Wybrzeże Księżniczki Marty i Wybrzeże Księżniczki Ragnhildy). Ale i tak duża część map wydanych po tym okresie nadal ma niemieckie nazwy geograficzne, świadczące o ich badaniach na tym terenie np. Ziemia Ritschera, Góry Muehliga-Hoffmana czy Masyw Wohltat.
Niemieckie badania naukowe były tylko przykrywką dla wojskowych celów wyprawy, niemniej jednak były to najlepiej przeprowadzone do tej pory badania tego obszaru. Wykonano m. in. zdjęcia 600 tysięcy kilometrów kwadratowych tego terenu (około 11 tysięcy zdjęć wykonano za pomocą specjalnych aparatów firmy Zeiss o nazwie Reihenmessbildkamera RMK 38"), co poświadczają mapy niemieckich badań.
Część powyższych informacji dotyczących Nowej Szwabii zostało zaczerpniętych z książki "Zdobywcy Białego Lądu" wydanej w latach pięćdziesiątych, napisanej przez najwybitniejszego polskiego badacza Antarktydy - profesora Jacka Machowskiego. Dowiedzieć się tam można jeszcze jednej bardzo istotnej rzeczy: z bazy (prawdopodobnie o kryptonimie "211"?) znajdującej się w Nowej Szwabii (a może była jeszcze jedna baza w głębi lądu zbudowana pod ziemią?) korzystały niemieckie okręty korsarskie (rajdery) oraz U-booty. Wyjaśnia to fakt możliwości operowania tych okrętów ponad 20 000 kilometrów od Niemiec. Oczywiście istniały statki zaopatrujące te okręty, niemniej jednak wiele jest niejasności dotyczących tego zagadnienia. Jeszcze długo po zakończeniu II w. ś. niemieckie U-booty patrolowały ten obszar. Dla przykładu: U-977, typ VII C, wpłynął do argentyńskiego portu Mar del Plata (z wywieszoną piracką flagą) dopiero 17 sierpnia 1945 roku (czyli prawie 100 dni po oficjalnym zakończeniu II w. ś. w Europie! - rejs do Argentyny powinien trwać około 3 tygodni tj. ok. 21 dni). Ale już za to Clair Blair w książce "Hitlera wojna U-bootów" tom II (1999), podaje, że m. in. U-977 przez rekordową liczbę 66 dni w czasie rejsu do Argentyny nie wychodził z zanurzenia, płynąc dziennie przez zaledwie 4 godziny. Resztę rejsu płynął na jednym silniku. Tym samym jego rejs rzeczywiście mógł trwać ponad 3 miesiące. Był to jeden z dwóch U-bootów, które oficjalnie ujawniły się w argentyńskim porcie (drugim był U-530, typu IX C/40, w pełni zaopatrzony i również bez żadnego ładunku...). Do niedawna uważano, że były to jedyne okręty, które dopłynęły do wybrzeży Argentyny po kapitulacji III Rzeszy. Nie jest to jednak prawda.
U-booty były widziane u wybrzeży Argentyny jeszcze w 1946 roku! W archiwach NATO znajdują się dokumenty i zdjęcia tych okrętów podwodnych (Ch. Friedrich "Secret Nazi Polar Expeditions...", 1979).
Wilhelm Bernhardt, współautor (drugi z autorów to Howard Buechner) poczytnej powieści "Adolf Hitler and the Secrets of the Holy Lance" (1988), który przedstawia siebie jako jednego z członków załogi U-530, utrzymuje, że przed przybyciem do Argentyny na pokładzie znajdowało się "sześć powleczonych ołowiem skrzyń z brązu", zawierających "najcenniejsze skarby" III Rzeszy. Okręt U-530, wg Bernhardta, skrzynie te miał pozostawić na Antarktydzie... Wspomina także, że U-977 popłynął wpierw na Antarktydę, gdzie zostawił "urnę" z prochami wodza III Rzeszy i "skrzynie ze skarbami"...
Za to dowódca U-977, Heinz Schaeffer, w swojej książce "U-boat 977" opublikowanej w 1952 zdecydowanie utrzymywał, że jego okręt ani Hitlera nie przewoził ani nie dotarł do Antarktydy (po uzyskaniu wolności Schaeffer wyjechał ze Stanów Zjednoczonych, gdzie był przetrzymywany - do Argentyny - pozostał tam do końca życia).
Tajne bazy zaopatrzeniowe Niemcy zakładali także na wybrzeżu Argentyny. Jednak w przypadku Nowej Szwabii istotne jest to, że była to ziemia niczyja, znajdująca się z dala od obszaru zainteresowania aliantów, w klimacie sprzyjającym przechowywaniu żywności i paliwa. Obszar ten był odgrodzony od oceanu barierą lodu pływającego oraz w dużej mierze pozbawiony lodowca ze względu na przebiegający tam łańcuch wulkaniczny i naturalne geologiczne źródła ciepła. Antarktyda jest najbardziej niedostępnym lądem, otaczają ją bowiem najburzliwsze wody świata, bariery i góry lodowe. Niewykluczone, że Niemcy wybudowali tam głęboki kompleks podziemny, a prawdopodobnie były tam dwie lub trzy bazy w głębi lądu. W czasie II wojny światowej obszar wybrzeży Nowej Szwabii był także rzekomo stale dozorowany od strony oceanu przez dwa okręty Kriegsmarine.
Informacje, które publikuje p. Igor Witkowski w trzeciej części "Supertajnych broni Hitlera" wskazują także, że III Rzesza wykorzystywała archipelag wysp Kerguelen znajdujących się około 2 000 km od północnych wybrzeży Antarktydy, a zaliczający się do Antarktyki. Według oficjalnych badań archipelag ten nie był zamieszkany aż do 1949 roku. Wiadomo jednak, że Niemcy stworzyli tam tajną bazę okrętów podwodnych, której zapasy były stale uzupełniane (J. Machowski "Zdobywcy Białego Lądu").
Admirał Karl Doenitz w wypowiedzi z 1943 roku podkreślił, że: "Niemiecka flota podwodna jest dumna ze zbudowania dla Führera, w innej części świata Shangri-La na lądzie, niezwyciężonej fortecy" (P. Monn "The Black Sun, Montauk's Nazi - Tibetian Connection". Wyd. Sky Books, 1997).
Zanim omówimy znane szczegóły tej operacji dokończmy temat niemieckich urządzeń o napędzie antygrawitacyjnym (A-7).
Prace nad pierwszym statkiem latającym Vril 1 rozpoczęto już na początku lat dwudziestych w Augsburgu. W 1934 roku w powietrze wzniósł się pierwszy statek powietrzny RFZ-1 (Rundflugzeug-1) o średnicy pięciu metrów. Po wzniesieniu się na wysokość około 60 metrów pilot Lothar Waiz utracił nad nim kontrolę i rozbił pojazd, sam bezpiecznie opuszczając kabinę. Wkrótce zbudowano ulepszony statek RFZ-2, który miał średnicę prawie 20 metrów. Co ciekawe nie mógł on zakręcać po łuku, tylko wykonywał skręty i zwroty pod kątem 22,5 i 45 oraz 90°! Tym samym uznano, że nie znajdzie on zastosowania bojowego. Pojazd ten ochrzczony jako Vril 2 podczas lotu emitował poświatę, co w połączeniu z jego ostrymi skrętami daje charakterystykę obserwowanych od lat czterdziestych niezidentyfikowanych obiektów latających. Zaobserwowane pod koniec wojny przez amerykańskich i brytyjskich pilotów "kule ognia" (być może były to V-7), "foo-fighters", zakłócały także pracę silników i urządzeń radarowych. Kolejne podobieństwo do zjawisk towarzyszących NOL-om.
Budową i badaniami prototypów wykorzystujących napęd antygrawitacyjny (elektrograwitacyjny) zajmowała się specjalna placówka SS-Entwicklunstelle IV (SS-E IV). Wkrótce placówka ta opracowała znacznie większe statki powietrzne. Latem 1939 roku nad supertajnym poligonem SS wzniósł się w powietrze Haunebu I o średnicy 25 metrów, a niedługo potem jeszcze doskonalszy statek: Haunebu II o średnicy prawie 27 metrów. Haunebu II posiadał 4 generatory elektrograwitacyjne (jeden duży - środkowy i trzy mniejsze - stabilizujące). Pojazd ten rozwijał prędkość do 21 000 (dwudziestu jeden tysięcy) km/h!
Zimą 1942 roku opracowano myśliwską wersję Vril 1, która uzbrojona była w działka kalibru 30 mm oraz karabiny maszynowe.
Pod koniec wojny opracowano najdoskonalszy statek - Haunebu III. Powstał tylko jeden prototyp. Wykonał on 19 lotów podczas których testowano jego właściwości w czasie lotu. Mógł on pomieścić w swoim wnętrzu aż 32 ludzi i rozwijać prędkość ok. 33,5 macha (40 000 km/h)!
Już w marcu 1945 roku zakłady lotnicze Dorniera otrzymały zamówienie na produkcję seryjną Haunebu II.
Napęd wykorzystywał jako paliwo zjonizowaną parę rtęci - plazmę. Wiadomo jest, że w związku z prowadzonymi badaniami Niemcy sprowadzili jej ponad kilkadziesiąt ton. Igor Witkowski, niezmordowany badacz i wybitny tropiciel hitlerowskich tajemnic, znalazł informację o transporcie rtęci, który miał opuścić Niemcy wewnątrz U-boota U-859. Okręt ten wypłynął z Niemiec w kwietniu 1944 roku i został zatopiony w cieśninie Malakka. Jego ładunek został wydobyty dopiero w latach siedemdziesiątych i okazało się wtedy, że są to... aż 33 tony rtęci. Ze względu na temat tego artykułu, arcyciekawa jest informacja, że ładunek ten miał podobno dotrzeć na Antarktydę... (Ch. Friedrich "Secret Nazi Polar Expeditions...:, 1979).
U-859 wypłynął w pierwszą misję bojową 4 kwietnia 1944 roku z Kolonii. Wcześniej przeszedł on naprawy w stoczni po poważnych uszkodzeniach, których doznał w trakcie nalotu alianckiego na Bremę. W Kristiansund uzupełniono paliwo i prowiant. W początkowej fazie towarzyszył mu U-1224, podarunek Hitlera dla Japończyków (z japońską załogą oraz niemieckim oficerem nawigacyjnym i operatorem urządzeń radarowych). 23 września, po 173 dniach rejsu, U-859 znajdował się ok. 150 mil morskich od niemieckiej bazy U-bootów w Penang (tam miał uzupełnić paliwo i prowiant przed dalszym rejsem). Tego dnia został zatopiony przez brytyjski okręt podwodny. Uratowani członkowie załogi zeznali, że okręt miał jeszcze 17 m3 paliwa do silników wysokoprężnych.
U-859 był pierwszym U-bootem wyposażonym w Schnorchel, wykonującym zadania na Oceanie Indyjskim.
W 1972 roku wrak został spenetrowany przez przedsiębiorstwo ratownictwa morskiego, które wydobyło z wraku 30 ton rtęci o wartości 17,7 miliona dolarów.
Pracami nad statkami o napędzie antygrawitacyjnym zajmował się też z osobistego polecenia Hitlera profesor Viktor Schauberger.
Schauberger oprócz wspomnianego wyżej urządzenia skonstruował szereg interesujących urządzeń m. in. wykorzystującej nieznany wówczas (i dzisiaj także, gdyż zachowana dokumentacja została częściowo zniszczona, a to co ocalało zostało wywiezione do USA) rodzaj energii elektrograwitacyjnej, "implozyjnej" wodnej turbiny napędowej. Najnowsze badania wskazują, że urządzenie, które zaprojektował profesor Schauberger, a które napędzane specjalną turbiną wodną po uruchomieniu nie potrzebowało już żadnej zewnętrznej energii, faktycznie jest możliwe do skonstruowania. Ma to cechy "perpetuum mobile" i tak jest faktycznie. Ale ponieważ dzisiejszym światem rządzą ci, którzy mają w ręku ropę naftową - podstawowy element wytwarzania energii na Ziemi, tym samym dyktują losy świata i nie są zainteresowani udostępnieniem sukcesów Schaubergera i wielu innych naukowców... (O. Alexandersson "Living Water - Viktor Schauberger and the secrets of natural energy". Wyd. Gateway Books, 1990).
Jeden z latających dysków skonstruowanych przez Schaubergera osiągnął wysokość 15 000 metrów w zaledwie trzy minuty oraz prędkość poziomą rzędu 2 200 km/h. Wykazywał on interesujące cechy - po uruchomieniu napędu zaczynał pulsująco świecić w kolorze niebiesko-zielonym, a później w kolorze "biało-srebrzystym" jak określił to sam konstruktor. Zespół naukowy Schaubergera był pewien, że przy takich parametrach istniejące w dysku przeciążenie zabije każdego pilota. Aby sprawdzić, jak jest one wielkie zainstalowano na pokładzie dysku urządzenie mające dokonać pomiaru. Jakież było zdziwienie naukowców, kiedy okazało się, że przeciążenie to ma wartość 0,5 g, a więc jest pół raza mniejsze od przyciągania ziemskiego! (tu pojawiła się antygrawitacja o której wspominał Eurycide w Projekt Serpo).
Przygotowania do wielkiej operacji wojskowej na Antarktydzie Stany Zjednoczone rozpoczęły tuż po zakończeniu wojny, w rok po "poddaniu" się U-977 i przesłuchaniach załogi tego U-boota. Prawdopodobnie brutalne śledztwo wycisnęło z marynarzy dodatkowe informacje o bazie w Nowej Szwabii (brutalnie prowadzone przez Amerykanów śledztwa załóg U-bootów były wielokrotnie przedmiotem oficjalnych dochodzeń specjalnych komisji US Navy [C. Blair "Hitlera wojna U-bootów...", Wyd. Magnum, 1999 - przyp. autorów]).
Jak wielkie to były przygotowania świadczy fakt, że zespół uderzeniowy Task Force opuścił bazy w USA dopiero 2 grudnia 1946 roku. Była to operacja na niespotykaną wcześniej skalę (J. Małachowski "Zdobywcy Białego Lądu"). Znaczy to, że Amerykanie operację traktowali z całą powagą. I nie była to wyprawa na słonie morskie czy pingwiny. Głównym elementem operacji był wspomniany zespół uderzeniowy z lotniskowcem "Phillipine Sea" oraz niszczycielami, dwoma transportowcami wodnosamolotów i okrętem podwodnym (razem co najmniej 14 okrętów). Na pokładach znajdowało się ok. 4 000 ludzi, w tym ok. 3 500 oficerów, marynarzy i żołnierzy piechoty morskiej, około 300 pracowników cywilnych i 25 naukowców. Główny sprzęt rozpoznawczy Amerykanów stanowiły samoloty C-47 Dakota z kamerami, aparatami fotograficznymi i holowanymi magnetometrami. Magnetometry były urządzeniami, które z powodzeniem wykrywały U-booty na Atlantyku. Mogły też wykryć anomalie magnetyczne (metalowe instalacje lub pole elektromagnetyczne) pod skorupą lodu lub pod warstwą skał...
Oficjalnie amerykańskie dowództwo głosiło, że jest to wyprawa mająca na celu sprawdzenie funkcjonowania sprzętu wojskowego w ekstremalnych warunkach polarnych.
Wśród badaczy Antarktydy mówiło się wtedy otwarcie, że Amerykanie przygotowują się do wojny na Antarktydzie. Organizowano wówczas już kolejne trzy zespoły Task Force... (C. Weetman "All about Antarctica", 1948).
Po powrocie do Stanów Zjednoczonych kierownictwo wyprawy zostało poddane bardzo intensywnym przesłuchaniom. Wyniki śledztwa zostały objęte ścisłą tajemnicą. Admirał Byrd został uznany za psychicznie chorego. Prawdopodobnie po to, by nikt nie dał wiary temu co widział i co się stało w czasie wyprawy na Antarktydę.
Nim Byrd uznany został za chorego psychicznie, mówił on, że odkryto miejsca na Antarktydzie, które były pozbawione lodu i były porośnięte zieloną roślinnością ogrzewaną przez ciepłe źródła pochodzenia wulkanicznego. Uznano to za oznaki choroby psychicznej (lub był to najprawdopodobniej pretekst do tego, by uznać go za chorego psychicznie)... Odkrycie to przeczyło wiedzy o tym kontynencie.
Admirał rzekomo zdążył też udzielić wywiadu dziennikarzowi, w którym powiedział: "Konieczne jest, aby Stany Zjednoczone przygotowały się do obrony przed nieprzyjacielskimi myśliwcami, które mogą przylecieć z obszarów polarnych" oraz że: "w przypadku wybuchu nowej wojny, nad Stanami Zjednoczonymi będą latać nieprzyjacielskie myśliwce zdolne przemieszczać się z jednego miejsca na drugie z niesamowitą prędkością".
Chyba nie przypadkowo lotnictwo amerykańskie w 1947 roku rozpoczęło prowadzić badania nad UFO w ramach Programu Blue Book (Grudge).
Tajne materiały (MAJIC) ujawnione przez ludzi, którzy mieli do nich dostęp informują, że od stycznia 1947 roku do grudnia 1952 Stany Zjednoczone weszły w posiadanie co najmniej 16 rozbitych lub zestrzelonych pojazdów "obcych istot". W świetle nowych materiałów dotyczących m. in. projektu Chronos i operacji High Jumping należy być pewnym, że nie może być w tym przypadku (i bardzo wielu innych) mowy o jakichś "obcych istotach z kosmosu".
Opis i parametry znalezionego (zestrzelonego?) pojazdu w 1948 roku nad poligonem White Sands Proving Grounds (poligon rakietowy) w Nowym Meksyku jednoznacznie kojarzą się ze statkiem powietrznym Haunebu III.
Osoby mające dostęp do najtajniejszych materiałów dotyczących zagadnienia UFO twierdzą, że znalezione w pojazdach ciała były zaliczane do obcej rasy określanej jako Nordycy wyglądający jak ludzie blondyni.
Wszyscy badacze zjawiska UFO są zgodni co do jednego: rok 1947 był przełomowy dla ufologii. Czy to nie przypadek? Zaczęło się to 24 czerwca, kiedy to pilot Kenneth Arnold zaobserwował przelot 9 dyskoidalnych pojazdów nad Górami Kaskadowymi w stanie Washington w USA. 7 lipca 1947 roku 120 km od Roswell rozbił się dyskoidalny pojazd (w Roswell znajdowała się baza sił lotniczych, będąca w owym czasie jedyną w świecie bazą bombowców zdolnych do przenoszenia broni jądrowej)...
W 1950 roku Komitet Połączonych Szefów Sztabów wydał rozkazy dotyczące kolejnej wyprawy wojennej na Antarktydę. Widać Amerykanie nie mogli przetrawić tego, że zadano im klęskę (bo co innego stało się w 1947 roku?). Przygotowania opóźniła wojna w Korei i dopiero w 1954 roku mogła dojść ona do skutku. Co ciekawe na mocy rozkazu prezydenta Eisenhowera admirał Byrd został uznany za zdrowego psychicznie (!), powołany do służby czynnej i został dowódcą nowej wyprawy, której nadano kryptonim Operation Deepfreeze (Operacja Siarczysty Mróz).
Właściwie nic nie wiadomo na temat szczegółów tej wyprawy. Oficjalnie wyprawę tę zakończono w 1957 roku, a więc w Międzynarodowym Roku Geofizycznym. Admirał Byrd zmarł również w 1957 roku. Oficjalnie zmarł, a tak naprawdę może zginął na Antarktydzie?
Czy
Amerykanie zniszczyli niemieckie bazy na Antarktydzie? Czy nasilenie
obserwacji Niezidentyfikowanych Obiektów Latających nad Stanami
Zjednoczonymi w latach 1947-1957 (słynne dwie "bitwy powietrzne nad
Waszyngtonem" w 1952, pościgi, zestrzeliwania, taranowania samolotów -
także pasażerskich, etc.) o wyglądzie identycznym jak niemieckie statki
latające Haunebu II świadczy o tym, że była to wojna prowadzona na dwóch
kontynentach? Jakie straty ponieśli Amerykanie w tej wojnie (bo był to
chyba niewątpliwie ciąg dalszy II wojny światowej)?
I kto naprawdę
wygrał?
Być może w czasie drugiej operacji na Antarktydzie Amerykanie zniszczyli część niemieckich instalacji i przejęli część niemieckiej technologii. Świadczą o tym relacje ludzi, którzy widzieli w amerykańskich bazach statki zbliżone (identyczne?) do Vril 1 i innych konstrukcji niemieckich, jak i szereg innych aspektów ukrywanych do tej pory (Strefa 51, Hangar 18, Groom Lake, et cetera).
Stany Zjednoczone musiały też użyć broni jądrowej na Antarktydzie. Dowodem tego są wyniki badań opublikowanych w 2000 roku w "New Scientist". Antarktyczne małże i ryby zawierają radioaktywny pluton 238 - składnik broni nuklearnych. Zdaniem naukowców substancje radioaktywne mógł przenieść wiatr, albo może zrobił to satelita NASA, który spłonął w górnych warstwach atmosfery i rozsiał substancje radioaktywne.
Może. Wszystko jest możliwe. Także to, że Niemcy zbudowali silnik antygrawitacyjny - chyba największy dotychczas wynalazek naszej cywilizacji. Pojazd wyposażony w ten silnik będzie mógł się (już może?) poruszać w kosmosie z prędkościami większymi niż prędkość światła, dzięki wykorzystaniu zakrzywienia czasoprzestrzeni występującej w czasie działania takiego urządzenia (grawitacja jest ściśle powiązana z czasoprzestrzenią, gdyż jest jej jednym z parametrów). Wszechświat stanie otworem (przelot z jednej galaktyki do drugiej może trwać zaledwie kilka godzin).
O ile Amerykanie stali się posiadaczami technologii umożliwiającej budowę pojazdów z napędem antygrawitacyjnym jest oczywiste, że mogli oni dokonać już wielu podróży w najdalsze zakątki Wszechświata. A ponieważ, jak się wydaje, sami we Wszechświecie zapewne nie jesteśmy, doszło już do niejednego rzeczywistego kontaktu z obcą (obcymi) cywilizacją. I pewnie nie była już to "obca rasa" blond Nordyków z niebieskimi oczami...
Wariant drugi: to Niemcy dokonali wcześniej już takich lotów we Wszechświecie...
Źródło:
http://www.greendevils.pl/rozne/hyperborea/nowa_szwabia/1_nowa_szwabia.html
Fakt, iż Niemcy podczas II wojny światowej pracowali nad zaawansowanymi technologiami wojskowymi nie jest już tajemnicą. Ważniejsze projekty, których realizacja w praktyce miała się rozpocząć po 1944 roku, są jednak do tej pory tajne i nieznane większej liczbie mieszkańców naszej planety. Sprawa zaawansowanej technologii ujrzała światło dzienne od kiedy to Sir Roy Feddon, szef tajnego niemieckiego instytutu techniki, pracującego dla szczebla ministerstwa zajmującego się produkcją pojazdów latających, w 1945 roku oświadczył:
Kapitan
Ruppelt, szef Amerykańskich Sił Powietrznych dodał w 1956
roku:
"Kiedy skończyła się II wojna światowa, Niemcy posiadali szereg różnego rodzaju pojazdów w kształcie koła i elipsy, oraz zupełnie nowe pojazdy w trakcie dopracowywania. Mimo faktu, iż dowództwo zajmowało się wtedy dopiero fazą wstępną, były to jedyne osoby, które wiedziały i mogły odróżnić te obiekty od prawdziwych, o których mówili świadkowie, którzy zobaczyli UFO..."
Cóż - to mniej więcej część ze znanych powszechnie dokonań faszystowskiej Rzeszy podczas II Wojny Światowej. Nie wszystkie fakty ujrzały jednak światło dzienne. Prowadzone na szeroką skalę badania nie mogły się przecież wydostawać nawet w ręce najbliższych współpracowników - prawdopodobieństwo zdrady było zbyt wysokie.
14 grudzień 1944 roku - gazeta New York Times pisze w jednym z artykułów: "Tajemnicza latająca kula nową bronią Niemiec."
Podobne zdarzenie (a było ich dość sporo) zostało zgłoszone przez pilota weterana z 415 Nocnej Eskadry Lotniczej.