SKARBY GUBERNATORA HANSA FRANKA.

Rozmiar: 6399 bajtów

Gdzie spoczywają zakopane przez nazistów skrzynie z nieznaną zawartością? W pobliżu dawnego ośrodka szkoleniowego NSDAP w Mikulczycach czy może w jednym z szybów dawnej kopalni Miechowice? A może w jednym i drugim miejscu? Styczeń 1945 r. Na stację kolejową w Biskupicach wjeżdża kolumna niemieckich ciężarówek. Na pakach skrzynie, które ze swojej krakowskiej rezydencji nakazał wywieźć Hans Frank, okryty złą sławą gubernator Generalnej Guberni. W skrzyniach spoczywa niezwykle ceny ładunek. Co dokładnie? Nie wiadomo. Transport opuścił Kraków w ostatniej chwili przed nadejściem Rosjan. Samochody konwojuje uzbrojona po zęby eskorta. Żołnierze czekają na przybycie specjalnego pociągu, do którego przeładują skrzynie. Ale pociąg nie nadjeżdża. Mijają godziny Zdenerwowany dowódca konwoju postanawia nie czekać dłużej. Tajemniczy ładunek zostaje przeładowany na furmanki. Wozy ruszają na północ, w stronę Mikulczyc.

A słyszał pan o skarbie?

Tak głosi jedna z zabrzańskich legend. Co ciekawe są poszlaki, które tę historię uprawdopodabniają. - Po raz pierwszy usłyszałem o konwoju i cennym ładunku gubernatora Franka kilka lat temu. Oprowadzałem wycieczkę po okolicy i wtedy ktoś mnie zagadnął: "A słyszał pan o skarbie?" - mówi Dariusz Walerjański, zabrzański historyk z Muzeum Górnictwa Węglowego. Walerjański na początku traktował sprawę jak kolejną wojenną opowieść. Spoważniał, gdy udało mu się ustalić parę szczegółów. - Starsi ludzie w Mikulczycach twierdzą, że widzieli czekający transport - opisuje Walerjański.

Podobno, gdy okazało się, że pociąg nie przyjedzie, szef konwoju wziął miejscowych na spytki. Ci powiedzieli mu, że w pobliżu NSDAP ma swój ośrodek szkoleniowy. Ciężarówki ruszyły w tamtym kierunku. Dziś w dawnym ośrodku mieści się dom spokojnej starości - Pojechałem obejrzeć okolice. Wręcz wymarzona na tajną skrytkę: same pagórki i stawiki. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to ślady po ciągłym przekopywaniu ziemi. Ktoś ciągle szuka tego skarbu - mówi Walerjański.

Nie byłby to pierwszy przypadek, że Niemcy, wycofując się, chowali zrabowane dzieła sztuki w specjalnych skrytkach. Na Dolnym Śląsku (Niemcy łudzili się, że po przegranej wojnie region nie zostanie im odebrany) przygotowano co najmniej kilkadziesiąt takich miejsc. Akcją ukrywania zabytków kierował Günther Grundmann, wnuk samego Friedricha Grundmanna, współzałożyciela nowoczesnych Katowic.

Co kto opowiada.

Być może transport ze skarbami Franka jechał właśnie do jednych z przygotowanych przez Grundmanna skrytek, np. do zamku w Seichenau, który później gubernator obrał sobie za tymczasową kwaterę? - O tym, że gdzieś między Mikulczycami a Miechowicami Niemcy zakopali skarby, wiem od dziecka. O tym, co i gdzie zakopano, krążyły najdziwniejsze opowieści. Traktowaliśmy je z przymrużeniem oka - wspomina Tomasz Bugaj, miłośnik Zabrza działający w stowarzyszeniu Pro Futuro.

Co Frank mógł kazać ukryć? - Na pewno nie złoto ani szlachetne kamienie. Być może jakieś dokumenty albo zagrabione obrazy. Do dziś nie odnaleziono "Portretu młodzieńca" z kolekcji Czartoryskich. Może spoczywa gdzieś pod ziemią w Zabrzu? - snuje domysły Walerjański.

- Pewne fragmenty tej opowieści można potwierdzić. Zimą 1945 r. Frank, uciekając z Krakowa, faktycznie zatrzymał się na Śląsku. W Katowicach zorganizowano mu awaryjny sztab, na wypadek zajęcia Krakowa przez Armię Czerwoną - mówi prof. Ryszard Kaczmarek, historyk z Uniwersytetu Śląskiego zajmujący się historią najnowszą.

- Można nawet w przybliżeniu określić czas, w którym mogłoby to się dziać. Frank opuścił Kraków 17 stycznia, a na Dolny Śląsk dotarł cztery dni później. Co ciekawe jechał w kolumnie samochodów. Wydaje się, że jeżeli coś wiózł w skrzyniach, to najcenniejsze rzeczy. To, co było mniej wartościowe, wywieziono z Krakowa wcześniej - dodaje profesor.

Skrzynie na dnie szybu?

Jakiś czas temu w zagadce pojawił się nowy element. To szyb południowy kopalni Miechowice. Szyb zasypano w 1934 r., ale pod koniec wojny został w dziwnych okolicznościach reaktywowany przez Niemców, a potem zniszczony na nowo. W jednej z zabrzańskich gazet pojawił się artykuł byłego inżyniera, pracującego w tej kopalni tuż po wojnie. Inżynier podpisany "L.Ch." miał za zadanie zabezpieczyć wylot szybu. O dziwo nie mógł odnaleźć jego planów, a na temat tego, co się z szybem działo, panowała dziwna zmowa milczenia. Dopiero później inżynier dowiedział się, że na dno szybu spuszczano skrzynie z dziwnym ładunkiem. Pracę wykonywali więźniowie pilnowani przez esesmanów. Sam szyb znajduje się dokładnie w połowie drogi z dworca kolejowego w Biskupicach do mikulczyckiego ośrodka NSDAP. Konwój musiał więc przyjeżdżać koło niego.

- Po wojnie sprawą interesowało się UB. Słyszałem, że skrzynie z nieznanym ładunkiem spuszczono na głębokość kilkuset metrów i tam zabezpieczono. Więźniowie, którzy przy tym pracowali, zostali rozstrzelani, a ich ciała wrzucono w czeluść szybu. Podobno to byli jeńcy wojenni - opowiada Bogdan Pabiszczak, dawniej główny inżynier w jednej z zabrzańskich kopalń.

Walerjański: - Być może transport nie dojechał do Mikulczyc, a skrzynie spoczęły na dnie szybu. Ale może być i tak, że w Miechowicach spoczywają zupełnie inne skarby. Sprawę warto badać.

Bugaj: - By się o tym przekonać, trzeba dokopać się na dno szybu, najlepiej z jakiegoś czynnego chodnika kopalnianego. To by była wielka inwestycja. Kto się tego dziś podejmie?