Ponad trzydzieści kilometrów na południowy zachód od Wrocławia wznosi się ponury, najczęściej zasnuty chmurami masyw Ślęży. Jej szczyt sięga 718 m n.p.m., również znajdują się tu pomniejsze szczyty: Gozdnica, Stolna, Radunia i Czernica. Rejon jest bogaty w pamiątki sięgające Prasłowian. W ostępach leśnych można natrafić na stare pozostałości po pracach górniczych i poszukiwaniach geologicznych. Nefryt wywożono stąd aż do legendarnej Troi. Od początku wieku niemieccy uczeni prowadzili badania historyczne i archeologiczne nad niezwykłą historią tej okolicy. Wykorzystano również jej atrakcyjność turystyczną, budując sieć twardych i szerokich szlaków a przy nich schroniska. Podczas II wojny światowej tereny te zajmowało wojsko. W 1939 roku z pobliskiego lotniska startowały pierwsze bombowce niemieckie na Polskę. Duży kompleks leśny administrowany przez władze wojskowe był elementem systemu obronnego i miejscem stacjonowania jednostek obwodowych. W lutym 1945 roku front zatrzymał się na linii "Czarnej Wody" (po zamknięciu w kotle "Festung Breslau") u podnóża masywu Ślęży. Przez prawie trzy miesiące trwały tu walki pozycyjne. Tylko na dwa dni blokada została przerwana przez jednostki Schornera. Być może właśnie wtedy rozegrały się wydarzenia opisane poniżej. Dopiero pod koniec lat 50 rozpoczęto kompleksowe zagospodarowywanie terenu pod kątem wykorzystania turystycznego. Trudno zrozumieć, dlaczego wtedy ani nigdy później nie natrafiono na ślady udokumentowanych zdjęciami prac archeologów niemieckich. Czy do dziś nikt nie wie gdzie podziała się "Wolańska Sztolnia"? Cofnijmy się w czasie.
Jest styczeń 1945 roku. We Wrocławiu - stolicy Dolnego Śląska trwa gorączka przygotowań do obrony "Festung Breslau". Armia Czerwona po przełamaniu linii Wisły prze na zachód z siłą huraganu. Impetu działaniom dodaje z jednej strony chęć zemsty, z drugiej rozkaz błyskawicznego pokonania obrony niemieckiej, uniemożliwienia ewakuacji ludności, zaplecza, fabryk i archiwów. W mrocznych korytarzach wrocławskich banków, bunkrów, budynków administracji, wojska i policji trwają spieszne lecz systematyczne przygotowania do ewakuacji. W wodoszczelne, nieoznakowane skrzynie pakowane są depozyty bankowe, papiery wartościowe, cenne przedmioty, dzieła sztuki, zbiory muzealne i co najważniejsze: dokumentacje techniczne i akta partyjne, policyjne, wojskowe i wywiadowcze. Funkcjonariusze III Rzeszy mają świadomość zbliżającego się końca. Tylko nieliczni fanatycy wierzą w mrzonki Hitlera o Wunderwaffe i nawołują do walki do końca. Realiści - wilki z Wehrwolfu, funkcjonariusze SS i SD - myślą racjonalnie. Co się da ewakuować do Niemiec, a resztę starannie ukryć na Dolnym Śląsku. To wszystko nie może wpaść w ręce Rosjan. Transport jest ryzykowny, utrzymanie w tajemnicy niemal niemożliwe. Niemcom pomysłów nie brakuje, nie stanowi problemu duży nakład sił. Jeńców jest pod dostatkiem. Problemem staje się czas i tempo sowieckiego natarcia. Archiwa, pieniądze i kosztowności są ukrywane tak, aby było można wydobyć je w odpowiedniej chwili i wykorzystać. Późnym styczniowym popołudniem kolumna ciężarówek załadowanych skrzyniami rusza w kierunku bocznicy kolejowej. Tam czekają już jeńcy wojenni i robotnicy przymusowi, którzy pod silną eskortą i nadzorem oficerów, przeładowują skrzynie na zamknięte wagony kolejowe. Transport po odesłaniu robotników rusza na południowy zachód. Po dwóch godzinach jazdy, skład zatrzymuje się na bocznicy kolejowej lotniska w Mirosławicach, gdzie pod silnym nadzorem żołnierzy SS oczekuje już nowa ekipa jeńców. Po zakończeniu przeładunku kolumna rusza na Sobótkę w kierunku masywu Ślęży. Oprócz jeńców i ochrony jedzie grupa wyższych oficerów SS i SD oraz kilku oficerów z wojsk inżynieryjnych. Ci ostatni nie przypadkowo towarzyszą konwojowi, wszyscy bez wyjątku są saperami - minerami. Jest noc, godzina policyjna, tylko nieliczni świadkowie obserwują tajemniczy konwój jadący na przełęcz Tąpadła. Konwój skręca najprawdopodobniej do lasu, gdyż nikt go już nigdy więcej nie widział. Samochody po wielogodzinnej, powolnej wspinaczce terenowej w absolutnych ciemnościach, zatrzymują się przed silnym posterunkiem. W głębi ciemnieje wykuty w zboczu góry wjazd do sztolni swobodnie mieszczący ciężarówki. Samochody suną w głąb ciemnego korytarza. Obsługa techniczna zamyka i zabezpiecza samochody tak jak do przechowywania magazynowego. Zbiorniki zatankowane do pełna, ciężarówki są w każdej chwili gotowe do wyjazdu. Teraz do pracy przystępują minerzy. Zakładają nietypową sieć ładunków na nieusuwalność. Tylko osoba wtajemniczona może rozbroić to pole minowe. Przypadkowy saper czy poszukiwacz skarbów uruchomi zapalnik i zniszczy całą sztolnię wraz z ukrytymi w niej samochodami. W tym samym czasie kilka szybkich, krótkich serii z MP-i kończy niewolę robotników, ich ciała będą ostrzeżeniem dla tych którzy dostaną się do schowka. Druga grupa minerów kończy przygotowanie ładunków do zawalenia wjazdu do podziemi. Stłumiony wybuch i ostatnie zabezpieczenie zamyka dostęp do tajemnicy. Kończą pracę eksperci od maskowania. Żołnierze odmaszerowują w zwartych grupach do drogi z której samochody mają ich zabrać do Wrocławia. Front zbliża się do Wrocławia bardzo szybko. Potrzebny jest teraz każdy człowiek z karabinem. Poszukiwania wywiadowcze, śledztwa prowadzone w obozach jenieckich nie dały nigdy żadnych rezultatów. Nie znaleziono ani jednego z żołnierzy zaangażowanych w ukrywanie tajemnic i skarbów III Rzeszy. Czy trafili oni na front i wszyscy polegli? Czy może spoczęli w zbiorowych, bezimiennych mogiłach zabici przez "Kameraden" z SS? Szczątkowe informacje o sposobach ukrywania depozytów "przeciekły" z różnych źródeł. Jednym z nich był niedokładnie zamordowany oficer saperów, który przeżył i wiele lat po wojnie zaczął nie tylko mówić, ale i zadawać pytania. Wywołało to pewien niepokój zarówno w enerdowskiej STSI jak i polskiej SB, organizujących w latach siedemdziesiątych intensywne poszukiwania na Dolnym Śląsku. Dlaczego przypadkowi świadkowie, gdy zaczynali mówić, wkrótce znikali, lub odwoływali zeznania? Co jest przyczyną milczenia uczestników schowania depozytów? Strach, siła przysięgi, czy śmierć? O tych wydarzeniach mówiono i pisano bardzo dużo. Wiele osób prowadzi lepiej lub gorzej zorganizowane poszukiwania na własną rękę. Po wielu latach milczenia z Niemiec do Polski docierają nowe, szczątkowe informacje. Ale ci którzy za dużo mówią, milkną nagle przestraszeni, albo umierają w nie zawsze znanych okolicznościach. Jedni dziwnie a drudzy nagle. Część z nich łączyło to, że byli oficerami lub urzędnikami ze ścisłego kierownictwa władz niemieckich, wiedzieli o akcji i transportach. IV Rzesza nie powstała a czas życia świadków i bohaterów kończy się z przyczyn naturalnych. Zebrane informacje, jak dotąd, są sprzeczne lub mylące, ale też wiele z nich potwierdza się i uzupełnia. I cały czas intrygują pytania pozostające bez odpowiedzi. Dlaczego nie odnaleziono depozytów Grundmanna? Czy list Von Schreca to mistyfikacja i mylenie tropów? Co kryją nadal niedostępne fortyfikacje i podziemia Wrocławia? Czy relacje Herberta Klosego i podziemna fabryka w Lubiążu to prawda? Co kryją podziemia wrocławskich koszar opuszczonych przez wojska radzieckie, a przejęte bezpośrednio od podbitych Niemców?