UFO HITLERA, PROJEKT V-7 I INNE ZIEMSKIE PROJEKTY UFO.

Rozmiar: 6399 bajtów

Pierwsze prace nad latającym talerzem rozpoczęto na początku lat dwudziestych w Augsburgu (Niemcy). W 1934 roku powstał statek o średnicy 5 metrów. Jego cechą było to, że podczas lotu jego powierzchnia emitowała poświatę podobną do obserwowanych pojazdów UFO. Rozpoczęto również pracę nad bojowymi wersjami tego statku, który został uzbrojony w działka 30 mm i karabiny maszynowe. Oblot statku odbył się zimą 1942 r. Kluczowym urządzeniem, stanowiącym serce niezwykłego pojazdu był "dzwon" ("die glocke"), który wchodził w skład zespołu napędowego. Z materiałów wynika, że miał on być drobną, choć bardzo ważną częścią większego systemu napędowego. Główną część "dzwonu" stanowił umieszczony w obudowie wirnik, składający się z wału i dwóch dysków wypełnionych rtęcią, która w trakcie pracy była schładzana poniżej temperatury krzepnięcia. Dzwon był to cylinder umieszczony w trakcie pracy pionowo, górna część posiadała zaokrąglenie w kształcie kopuły, zaś dolna stanowiła okrągłą podstawę. Obudowa wykonana była z materiału dielektrycznego. Wysokość 2 - 2,5 metra. Średnica 1,5 - 1,8 metra.
Główną część "dzwonu" stanowił umieszczony w obudowie wirnik (współosiowo) składający się z wału, dwóch dysków wypełnionych rtęcią, która w trakcie pracy schładzana była poniżej temperatury krzepnięcia. Dyski wirowały przeciwbieżnie z bardzo dużą prędkością. "Dzwon" był zasilany energią elektryczną dużej mocy i charakteryzował się pracą ciągłą. W trakcie pracy "dzwon"

Rozmiar: 65896 bajtów

emitował silne promieniowanie, które miało negatywny wpływ na organizmy żywe, powodowało odbarwianie materiałów, koagulacje próbek krwi. Po pewnym czasie utajnionym (rzędu jednego tygodnia), w czasie którego badane organizmy żyły, następował gwałtowny rozkład do postaci mazistej bez zapachu typowego dla gnicia. Przed każdą próbą uruchomienia "dzwonu" w jego wnętrzu umieszczano coś w rodzaju podłużnego, ceramicznego pojemnika o ściankach osłoniętych warstwą ołowiu o grubości 3 cm. Pojemnik wypełniony był dziwną, złocistą substancją o odcieniu fioletowym. Co to było nie mogą ustalić historycy do dziś, wiadomo jednak że substancja ta miała konsystencję lekko ściętej galarety. Tajemnicza substancja nosiła kryptonim IRR XERUM 525 lub IRR SERUM 525. W jaki sposób hitlerowscy naukowcy zdobyli tak zaskakującą technologię? Na to pytanie niestety, nie znaleziono odpowiedzi. Z czasem budową latających talerzy z niesamowitym napędem zajęła się wojskowa placówka SS "Entwicklungsstelle IV". W lecie 1939 r. rozpoczęto test pierwszego obiektu, o średnicy około 25 metrów któremu nadano kryptonim "Haunebu I". Testy wypadły pomyślnie i natychmiast przystąpiono do badań nad modelem "Haunebu II". Pojazd unosił się swobodnie w powietrzu i mógł rozwinąć prędkość do 21 000 km/h. Podczas ostatnich miesięcy wojny powstał tylko jeden prototyp "Haunebu", który wykonał 19 lotów próbnych. Mieścił na swym pokładzie 32 ludzi. Głównymi konstruktorami "latających dysków Hitlera", był zespół konstruktorów: Habermohl, Schriver, Mithe i Bellonzo. Mithe swoje laboratorium miał we Wrocławiu. Skonstruował tam dysk o średnicy 42 metrów z dyszami na obwodzie. Pisał również o próbnym locie dysku, który miał miejsce nad Bałtykiem. Schriver i Hambermohl, pracujący w Pradze, skonstruowali podobny obiekt, który odbył lot 14 lutego 1945 r. i osiągnął w ciągu 3 minut pułap 12 400 metrów. Według danych amerykańskich Włoch Bellonzo skonstruował natomiast dwie wersje latających spodków o średnicy 38 m i 68 m. 19 lutego 1945 r. Bellonzo wykonał lot eksperymentalny. Osiągnął pułap 15 000 metrów przy prędkości 2 200 km/h. Przy nabieraniu dużej prędkości ulegał zmianie kształt kabiny. Innym konstruktorem dysków był Viktor Schauberger. Jego napęd opierał się na bezdymnym, bezpłomiennym silniku wybuchowym. Silnik dla swego działania potrzebował jedynie wody. W zamian dawał ciepło, światło i ruch. Dysk na obwodzie posiadał 12 silników odrzutowych, które chłodziły główny silnik lewitacyjny. Po wojnie Schauberger przedostał się do USA. Amerykańscy wojskowi zaproponowali mu 3 mln. dolarów w zamian za zdradzenie tajemnicy silnika wybuchowego, lecz oferta została odrzucona. Po wkroczeniu wojsk radzieckich w ścisłej tajemnicy zdemontowano niezwykłe niemieckie urządzenia i wywieziono je na Syberię. Podobno Rosjanom udało się wznowić budowę dysków. Mieli do dyspozycji nie tylko prototypy urządzeń, ale i naukowców Schriver, Mithe i Habermohla. Po kilku latach udało im się uciec i przedostać się do USA. Tam jednak również nie dane im było ujawnienie swoich badań. Stali się bowiem najlepiej strzeżonymi przez CIA (ang. Central Inteligence Agensy, pol. Centralna Agencja Wywiadowcza) osobami, a wszystkie ich zeznania objęto ścisłą tajemnicą. Mimo dokumentów potwierdzających prace nad latającymi dyskami, do dziś nie udało się rozwiązać kluczowej zagadki - skąd hitlerowcy znali technologię pozwalającą na budowę tego typu statków powietrznych? Dlaczego miały one kształt dysku, skąd pomysły na zaskakujące silniki? Współcześnie niemieccy ufolodzy twierdzą, że przed II wojną światową hitlerowcom udało się nawiązać kontakt z wysoko rozwiniętą cywilizacją z Układu Aldebarana. Według różnych źródeł, do takiego kontaktu miało dojść w Sudetach. W latach trzydziestych wielu tamtejszych mieszkańców widziało na niebie kule ogniste i światła. W latach 1936 - 1944 miejsce to należało do Ewy Braun, kochanki Hitlera. Czy jednak rzeczywiście udało im się nawiązać kontakt z obcą cywilizacją i przejąć część wiedzy? Czy też może niemieccy konstruktorzy okazali się na tyle zdolni, że błyskawicznie wymyśli kilkanaście nowych rozwiązań technologicznych i opracowali plany latającego dysku? Obie hipotezy brzmią równie fantastycznie. Niemcy dysponowały pod koniec II wojny światowej wieloma zaawansowanymi technicznie broniami: mieli prototyp "inteligentnej" bomby sterowanej za pomocą obrazów telewizyjnych, testowali też niewykrywalne przez radary myśliwce typu "latające skrzydło". Ale plany, dokumenty i relacje naocznych świadków, które wciąż jeszcze wychodzą na jaw, mówią o tym, że poza znanymi dzisiaj wszystkim V-1 i V-2, Niemcy ukrywali coś jeszcze. Coś wyjątkowego, co wykracza także poza dzisiejszą technikę. Mieli samoloty typu V-7, czyli... latające talerze! Były major armii niemieckiej, Rudolf Lusar, napisał w latach 50 książkę, w której mówi o co najmniej dwóch konstrukcjach latających dysków. Według niego, prototyp jednego z nich osiągał prędkość 2 000 km/h, a napęd stanowiły turbiny gazowe. Jednak takie rozwiązanie jest niczym, jeśli porównamy go z napędem antygrawitacyjnym (wykorzystującym własne pole siłowe, działające przeciwnie niż przyciąganie ziemskie). A kto zaczął o takim napędzie mówić? Kapitan Edward J. Ruppelt, kierujący oficjalnym amerykańskim projektem "Błękitna Księga", napisał w swoim raporcie, że Niemcy dysponowały w czasie wojny maszynami o możliwościach, które można by porównać tylko do osiągów UFO. Dokumenty, do których miał dostęp, dzisiaj są już szeroko znane. Na niemieckich planach z czasów wojny widać dyskokształtne obiekty przedstawiające "latające talerze" w przekroju. Część z nich ma napęd konwencjonalny, ale na niektórych widnieją iście rewolucyjne schematy napędów antygrawitacyjnych! Jedne z nich opierają się na zasadzie dwóch wirujących przeciwnie dysków, działanie innych nawet dzisiaj nie jest dla inżynierów i uczonych jasne. Kryptonim V-7 pojawia się w raporcie Richarda Miethego, naukowca, związanego z pracami nad pojazdem. Miethe wspomina o próbnym locie dysku w pobliżu Władysławowa. Jednak niemieckie "latające talerze" związane są silniej z drugim końcem Polski. Wiele świadectw wskazuje na niedostępny dziś, podziemny kompleks w pobliżu Książa w Górach Sowich. Miejsce prac ukryte było przed rozpoznaniem lotniczym, otoczone trzema szczelnymi pierścieniami żołnierzy SS. Z ujawnionych w ostatnim czasie planów niemieckich wynika, że baza obiektów V-7 miała zostać zbudowana głęboko pod ziemią w górach, a kompleks "Riese" był pod tym względem wyjątkowy chociażby dlatego, że występowały tam pokłady uranu, które mogły być wykorzystywane do produkcji paliwa jądrowego dla latających dysków! Do budowy kompleksu "Riese" wykorzystano siłę roboczą z obozu Gross-Rosen. Niemcy testowali V-7 na różnych poligonach tj. w Karkonoszach (w rejonie Przełęczy Karkonoskiej), w Górach Kaczawskich (rejon Mniszkowa koło Jeleniej Góry). Badania dr Milosa Jesensky'ego wskazują jeszcze na rejon Pragi, Hodonina, Chebu, Hontiansych, na terenie Niemiec i terenie byłej Czechosłowacji. Istniały poligony morskie V-7 w okolicach Ustki, Królewca i Władysławowa, można przytoczyć zdarzenie z NOL-em 14 lipca 1943 roku w rejonie Gdyni-Babich Dołów. Być może nie tylko opracowywano tam plany V-7, ale przygotowywano również produkcję obiektów. Turyści chętnie odwiedzają podziemia znajdujące się pod zamkiem. Jednak to nie one miały służyć w czasie wojny tajnym broniom niemieckim. O znaczeniu innych podziemnych kompleksów Książa świadczą dzisiaj kilometry dróg i kabli elektrycznych. Żyją jeszcze ludzie, którzy są w stanie wskazać wejścia do tajnych hal, które po wojnie, w 1947 roku Polacy wysadzili w powietrze. Na pewno jednak zasypane pomieszczenia nie ukrywają latających spodków. Są tylko świadectwem, że tam właśnie mogły być konstruowane dyski - owa "cudowna broń Hitlera". Ale co stało się z nimi potem, po wojnie? Obiekty o kształtach identycznych z tymi, które były na planach niemieckich, obserwowano później po wojnie w USA, Anglii i przede wszystkim w Argentynie. Powojenne przypadki z Ameryki Południowej najwyraźniej miały jeszcze napęd konwencjonalny, który okazał się niewypałem. Spodki dymiły jak smoki, a przy tym robiły mnóstwo hałasu. Ale wkrótce pojawiły się też doniesienia o bezszelestnych dyskach, zachowujących się jak "rasowe UFO", których załogę stanowili wysocy blondyni. Takie przypadki notowane są nadal. Ufolodzy wyodrębniają nawet oddzielny typ "ludzkich" załogantów latających spodków, zwanych Nordykami. Dla kogo pracują Nordycy, jakie państwa przejęły latającą spuściznę hitlerowskich Niemiec? Można snuć na ten temat jedynie domysły. Organizowano ekspedycje naukowe w rejony Bliskiego Wschodu, Tybetu, Ameryki Południowej. Nie można wykluczyć, że ekspedycje naukowe dotarły do zawartych w sanskryckich pismach opisów maszyn latających. Inna z hipotez mówi o katastrofie w 1937 lub 1938 roku koło Czernicy. Miał to być obiekt typu kulistego który po przelocie nad Czernicą spadł na teren pobliskiego majątku krewnych Ewy Braun. Wkrótce z garnizonu jeleniogórskiego ściągnięto oddziały SS, które otoczyły teren katastrofy i zabezpieczyły przewiezienie obiektu do Jeleniej Góry. Świadkowie mieli zostać zmuszeni do milczenia. W celu zbadania wraku sprowadzono w krótkim czasie trzech fizyków jądrowych. Jednym z najbardziej tajnych projektów III Rzeszy były latające talerze określone symbolem V-7 które Hitler nazwał prawdopodobnie "cudowną bronią". Pierwsze prace nad latającym talerzem rozpoczęto na początku lat dwudziestych w Augsburgu (Niemcy). Był to statek oznaczony symbolem Vril-1. W 1934 roku powstał statek o średnicy 5 metrów, który uniósł się w powietrze i nazywał się Vril-2. Cechą charakterystyczną było to, że podczas lotu jego powierzchnia emitowała poświatę podobną do obserwowanych pojazdów UFO. Rozpoczęto również pracę nad wersjami bojowymi statku Vril-1, który był uzbrojony w działka 30 mm i karabiny maszynowe. Oblot tego statku odbył się w zimie 1942 roku. Z czasem badaniami i budową latających talerzy zajęła się wojskowa placówka SS - Entwicklungsstelle IV. W lecie 1939 roku rozpoczęto testy pierwszego obiektu Haunebu I o średnicy około 25 metrów. Haunebu II był modelem bardziej udoskonalonym o średnicy prawie 27 metrów, posiadał cztery generatory elektrograwitacyjne - jeden duży umieszczony centralnie i trzy mniejsze stabilizujące. Mógł rozwinąć prędkość dochodzącą do 21 000 km/h. Haunebu III. Podczas ostatnich miesięcy wojny powstał tylko jeden jego prototyp, który wykonał 19 lotów próbnych. Mieścił 32 ludzi na swym pokładzie, rozwijał prędkość około 33,5 macha (40 000 km/h). Napęd tego statku składał się prawdopodobnie według naszych przypuszczeń z generatorów elektrograwitacyjnych. V-7 "Haunebu" wersje 1 do 9. Były to latające dyski z dużym payloadem, prędkością i manewrowością, w dodatku niewidzialne dla radarów - czyli, można powiedzieć: UFO w służbie Hitlera. Czyżby prawdziwym było domniemanie, że Niemcy zbudowali różne typy tych dyskoplanów, w tym typy przystosowane do lotów kosmicznych - jak twierdzą niektóre źródła? Urządzeniem zasilającym dla wszystkich statków Haunebu był zestaw połączonych silnych elektromagnesów generatora Van de Graafa i rodzaj sferycznego dynama Marconiego zawierającego kulę wirującej rtęci. Urządzenie wytwarzało pole elektrograwitacyjne i zostało nazwane "Tachyonatorem Thule". Nad wynalazkiem tym pracował Hans Coler oraz von Franz Haid z zakładów Siemens - Schucker oraz laboratorium AEG Telefunken. W dawnych zakładach Zeppelina prowadzono prace nad budową cygarowatej stacji kosmicznej "Andromeda" o dł. 105 metrów, którą rzekomo zbudowano w roku 1943.

Do dziś zachował się jeden z takich planów. Plan obiektu napędzany przez dwa przeciwbieżnie obracające się dyski. Dyski zawieszone były w polu magnetycznym, na dole znajdował się dzwon, a u góry kabina dla dwóch pilotów. Obiekt z dyskami o różnej średnicy, dzwonem umieszczonym centralnie i trzema generatorami stabilizującymi na dolnej części. Przez środek obiektu przechodzi centralny rdzeń, którego celem było przenikanie grawitacyjne i ukierunkowanie pola generowanego przez dzwon i dyski. Ziemscy konstruktorzy statków powietrznych od zawsze myśleli o zbudowaniu talerzopodobnego samolotu, fachowo zwanego samolotem z płatem talerzowym. Próby te datować można już od projektów maszyn latających Leonarda da Vinci. Trudno jest przecenić zalety takiego samolotu. Konstrukcja jego w stosunku do samolotów z płatami klasycznymi jest bardziej zwarta i prosta, dzięki czemu w poważnym stopniu zmniejsza możliwość awarii. Okrągły kształt płatu zapewnia możliwie najbardziej ekonomiczne wykorzystanie jego powierzchni. Budowa takiego samolotu nie preferuje już w samej konstrukcji żadnej strony samolotu (przy centralnej budowie kabiny pilota i rozmieszczeniu w płacie lub pod płatem odśrodkowo biegnących dysz, samolot taki może pionowo startować i lądować, w powietrzu zaś lecieć równie dobrze w przód, w tył lub bokiem). Taki sposób budowy i latania wyklucza potrzebę sterów i stateczników co z jednej strony zmniejsza jego masę, z drugiej zaś także awaryjność. W locie postępowym cała powierzchnia samolotu wykorzystuje siłę nośną, co w dużym stopniu zwiększa stosunek udźwigu lub też zasięgu do ciężaru własnego samolotu. Wreszcie samolot taki, z reguły pionowo startujący i lądujący nie potrzebuje ani skomplikowanego podwozia, ani lotnisk z pasami startowymi. Dzięki tym wszystkim zaletom samolot taki stał się trudnym do realizacji ideałem. Pierwsze próby budowy takiego samolotu podjęto już w r. 1909. W 1955 r. pojawił się francuski jednomiejscowy latający spodek RC zbudowany przez R. Couzieneta. Miał wymiary identyczne jak spodek kanadyjski. Unosił się ku górze dzięki dwu tarczom z 48 metalowymi skrzydełkami wirującymi na obwodzie dysku w przeciwnych kierunkach. Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości włączany był znajdujący się pod kadłubem silnik turboodrzutowy, który umożliwiał ruch poziomy. W r. 1958, przy współpracy Wielkiej Brytanii i RFN powstaje latający model "Omega" o średnicy 2 m. i wysokości

Rozmiar: 25213 bajtów

44 cm. Napęd oparty był na przykładzie francuskiego RC. W roku 1960 pojawiają się już równoległe dwie konstrukcje dyskoidalne: brytyjski jednomiejscowy statek załogowy do powrotu z orbity okołoziemskiej, zaprojektowany w zakładach Armstrong - Whitworth i stąd noszący nazwę AW i amerykański, również jednomiejscowy, poduszkowiec X-3B "Flying Saucer". Projekt brytyjski został zawieszony z powodu niepowodzeń w realizacji własnego programu kosmicznego. X-3B zbudowany na Uniwersytecie Princeton (zgodnie z założeniem) osiągał maksymalną wysokość 1,22 metra. Od tego czasu prototypy dyskoidalnych pojazdów latających powstają jak grzyby po deszczu. Oto ważniejsze z nich: W 1968 r. powstają dwa dyskoidalne poduszkowce produkcji radzieckiej o nazwach CHAI

Rozmiar: 57023 bajtów

oraz UAI "Skat" ("Płaszczka"). W 1972 r. opatentowany został w Australii samolot dyskoidalny o bardzo oryginalnym rozwiązaniu konstrukcyjnym - wirujący nad dyskiem pierścień szczelinowy wytwarza sferę z obniżonym ciśnieniem, która w pewnym sensie "wsysa" samolot ku górze. W roku 1980 opatentowany został przez konstruktora włoskiego Alfredo Bizarriego z Florencji, zaopatrzony w typowy dla samolotów statecznik latający dysk (unoszący się w powietrze dzięki całej serii silników zasysających powietrze sponad dysku i tłoczących je pod dysk). Od tego czasu jest dosyć cicho w sprawie dyskoidalnych pojazdów latających.